czwartek, 12 września 2019

Powrót do domu (bez "?")

Na początku chciałbym przeprosić za długą nieobecność na blogu ale dużo się działo i nie zawsze mieliśmy czas i siły by się zebrać i coś napisać. Od ponad tygodnia jesteśmy już w Tanzanii. Gdy tylko rozpoczął się wrzesień spakowaliśmy nasze rzeczy, pożegnaliśmy się z dziećmi z Shalom i naszymi uczestnikami z Mitungu i ruszyliśmy do Nairobi. Następnego dnia przekroczyliśmy granicę Kenii i wjechaliśmy do Tanzanii. Gdy tylko przejechaliśmy przez pierwszą napotkaną wioskę, przypomniałem sobie czym różnią się te oba kraje. Wjeżdżając do Moshi, czyli jednego z większych miast w tym regionie, nie słyszeliśmy głośnej muzyki, nikt nie wytykał nas palcami, na ulicy i chodnikach panował ład i porządek, zapach palonych śmieci był ledwo odczuwalny, a ludzie sprawiali wrażenie odrętwiałych i jeszcze powolniejszych niż w Kenii. Osoby które ostatni miesiąc spędziły w Kenii czuły się nie swojo. Po wyjściu z matatu na stage nikt nie namawiał nas na kupno jakiegoś towaru, nikt nie zabierał naszego bagażu i nie niósł do swojego matatu, ani razu nikt nie krzyknął do nas MUZUNGU.
Gdy wszyscy oswajali się z nowym otoczeniem, ja czułem się jakbym wrócił na stare śmieci. Wróciłem do miejsca gdzie stawiałem swoje pierwsze misyjne kroki. Nawet dogadanie się z kierowcą, który prawie nie rozumiał angielskiego, zajęło mi minutę, podczas gdy inni mimo wielu prób nie dawali rady (Piotrek i Ewa, którzy ogarniają zawsze wszystko i wszędzie poszli gdzieś sobie, dlatego sami musieliśmy poradzić sobie ze zrozumieniem kierowcy 😉). Gdy przyjechaliśmy nareszcie do naszego seminarium, w którym prowadzimy rekolekcje, nie mogłem wyjść z zachwytu, byłem tak bardzo szczęśliwy, że wróciłem do miesjca gdzie zaczęła się moja misyjna przygoda. Poczułem się jakbym po wielu latach wrócił do starego mieszkania, miejsca które w pewien sposób ukształtowało moją osobowość. Dziś mija już 8 dzień naszych oaz (1 i 3 stopnia) i jutro połowa rekolekcji za nami. Za 2 tygodnie będę już w Polsce i najprawdopodobniej gdy będę zasypiał w swoim łóżku, moje myśli wciąż będą krążyć koło Kilimandżaro.
Teraz może trochę więcej o naszych uczestnikach. Jest nas 4 animatorów plus ksiądz Jarosław z Lublina. Każdy animator ma pod sobą około 6 uczestników, z czego każdy jest inny. Choć w Tanzanii jest większa jedność narodowa niż w Kenii to mam wrażenie, że każda osoba tutaj bardziej się wyróżnia na tle innych niż kenijczycy. Przede wszystkim spokój, to jest to co kocham w Tańzańczykach najbardziej. Nikt nie krzyczy, nie naskakuje na Ciebie z radości, po prostu podejdzie i z uśmiechem na ustach i pełną serdecznością uscisnie Ci dłoń i spyta jak Ci mija dzień. Spotkania prowadzą się same, uczestnicy dzielą się swoją wiedzą i przeżyciami, często zaskakują mnie tym, w jaki sposób przeżywają swoją wiarę. Czasem odkrywają rzeczy, o których ja nawet bym nie pomyślał. Podsumowując jestem bardzo zadowolony z grupy i cieszę się, że mogę być ich animatorem 🙂.
Na koniec tylko dodam, że mimo zmęczenia i różnych małych dolegliwości mamy się bardzo dobrze i choć czasami jest ciężko, zawsze mamy uśmiech na twarzy 😉

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz