niedziela, 18 sierpnia 2019

Pierwszy miesiąc w Kenii

Minął już prawie miesiąc mojego pobytu w Kenii, za chwilkę będzie połowa wyjazdu, więc postanowiłam trochę podsumować ten szalony czas.
Kenia nas przytuliła. To zdanie najbardziej oddaje moje uczucia związane z pobytem tu. Kenia wzięła nas w swoje ogromne ramiona mamy mkubwy (dużej mamy) i przytuliła do obfitej, afrykańskiej piersi. Od pierwszego dnia czuję się tu jak w domu, choć w zasadzie wszystko jest inne. Jak to się stało? Nikt nie traktuje nas jak obcych, każdy zagaduje, troszczy się, wpuszcza do własnej kuchni i śmieje się widząc, jak biały człowiek robi ich tradycyjne kenijskie dania. Kiedy na początku musieliśmy sami z Krzyśkiem dojechać do reszty (i przy okazji trochę pozwiedzać), zamiast spotkać się z zagrożeniem i chęcią okradzenia nas (tak ostrzegał internet), każdy traktował nas jak własne dzieci, dbał, żebyśmy się nie zgubili i mieli wszystkiego pod dostatkiem. Dzieciaki w Shalom przygarnęły nas jak starych znajomych, od razu wdrapując się nam na ręce. Uczestnicy rekolekcji nie podchodzą do nas z dystansem, ale ogromną sympatią i zaciekawieniem. Cóż, dobrze mi w tych ramionach mamy mkubwy 😊  Nawet jeśli nie zawsze ładnie pachną 😂
Co jeszcze mogę dodać? Na pewno dostajemy dużo więcej niż dajemy. Ja jestem zaskoczona. Codziennie.
Obecnie ja, 2 Madzie i Kacper (oraz spoza  Białegostoku Iza i Łukasz) prowadzimy rekolekcje w Narok. Jest tu tragicznie zimno i prawie ciągle leje. Znaleźliśmy też przyczynę tego klimatu- jesteśmy w Olpusimoru, w Dolinie Ryftowej, na wysokości 2638 m n.p.m. 😯 Więc nic dziwnego, że taki jest tu klimat. Natomiast krajobrazy rodem z "Hobbita" oraz spotkanie z kulturą masajską rekompensują nam wszystko.

Czas na porcję zdjęć :D
Część pierwsza to nasza ekipa, na poprzednich rekolekcjach w Kiamuri i w "międzyczasie" w okolicy.

Animatorzy z Kiamuri

 
Prawdowpodobnienajtrudniejsza konferencja jaką w życiu mowiłyśmy- nie dość, że po angielsku, to jeszcze na temat " dlaczego warto mieć jedną żonę i wziąć z nią ślub kościelny".



Równik


Część druga, czyli rekolekcje w Narok:
 Zepsute matatu (nie wiem czemu w Polsce nie reperują samochodów tak szybko jak tu. Wymiana klocków hamulcowych zajęła 25 minut)

Nasi masajscy uczestnicy (wiele z nich chodzi w tradycyjnych szukach, czyli hustach w kratę)

 Madzia i koza...

Wieczory spędzamy w kuchni, bo to najcieplejsze i najprzyjemniejsze miejsce ;D


A teraz część trzecia, czyli co u reszty:
 
Weronika była w Ruiri, a obecnie prowadzi rekolekcje w Homa Bay, nad jeziorem Wiktorii.

 
I na koniec wpisu, niczym wisienka na torcie, Krzysiek w Ruiri z najmniejszym bananem świata (tycibananem 😂).












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz