sobota, 10 sierpnia 2019

Tańce i fasola

Ekipa w komplecie, ruszyliśmy więc do konkretnej akcji i nawet nie mieliśmy czasu o tym Wam napisać. Bycie animatorem w Kenii to coś między byciem Wojciechem Cejrowskim a woźną i św.Franciszkiem Ksawerym. No dobra, trochę przesadziłam z tym Ksawerym. Życie tu jest pełne zamieszania, fasoli, radości oraz kur w łóżku. Ale po kolei ;)
Obecnie ja (Asia), Magda K. i Kacper jesteśmy w Kimeru na 5-dniowych rekolekcjach ewangelizacyjnych. Magda Z. została w Shalom i pracuje tam z dziećmi. Weronika i Krzysiek są w Ruiri- Weronika na rekolekcjach ewangelizacyjny, a Krzysiek na 10 krokach, które będą trwać 15 dni. Tak Białystok rozjechał się po całej Kenii.
Wiecie już kto jest gdzie, więc mogę przejść do tematu- "co mnie zaskakuje". Na pierwszy rzut oka różnimy się od naszych uczestników tylko kolorem skóry, reszta powinna być taka sama jak w Polsce. Ubieramy się dość podobnie, znamy tą samą muzykę, mówimy tym samym językiem. Okazuje się jednak, że są między nami spore różnice. I nie mam zamiaru oceniać co jest lepsze. Po prostu się różnimy i o tych różnicach chcę Wam opowiedzieć. Gdybym chciała opisać wszystko musiałabym wydać książkę, więc opiszę to co najbardziej charakterystyczne i o co nas pytacie 😉
1. Liturgia i tańce na mszy
To coś czego chyba najbardziej byłam ciekawa. Wydaje mi się, że Msza święta na całym świecie jest bardzo podobna, bo ma taki sam przebieg. Kenijska msza różni się tylko językiem (zazwyczaj jest to angielski, więc nie jest źle) i muzyką. Podstawą tej muzyki jest keyboard. Najpierw zostaje włączona gotowa, wgrana w keyboard melodyjka, która jest czymś między salsą a disco polo 😅 Następnie dochodzi do tego granie melodii piosenki z ustawieniami " pogłos organów". To połączenie jest dość, mhmmm, oryginalne. Szczególnie jeśli słucha tego ktoś z polską wrażliwością na piękno liturgii 😂 Śpiewowi towarzyszą okrzyki i gwizdy oraz wszystko co nada się na instrument robiący dużo hałasu. Myślę, że podstawą tej muzyki jest dużo hałasu. A co z tańcem? Nie zawsze jest on obecny, ponieważ zajmują się tym osoby pełniące funkcję tancerza, które ustawiają się w nawie głównej procesyjnie i wspólnie tańczą. Taniec wygląda mniej więcej jak tańczenie w kółeczku na weselu, gdy ktoś poczuje się wodzirejem i pokazuje jakiś krok, a reszta go naśladuje. Nie są to więc spontaniczne pląsy i danie się ponieść muzyce, a raczej gotowe, proste układy taneczne. Pozostali, nie będący tancerzami, bujają się w ławkach, tańczą, albo nieśmiało naśladują to co robią osoby w procesji. Tańce kończą się w momencie rozpoczęcia liturgii Słowa, gdy ktoś wchodzi w procesję tancerzy i wnosi na ołtarz Biblię.
Mam wrażenie, że mój opis brzmi lekko szyderczo, ale nie miałam tego w zamiarze. Jestem fanką ich muzyki i tańca, a przede wszystkim tego, że oni w ten sposób się naprawdę szczerze modlą. Dla mnie skupienie się na mszy przy tej ilość hałasu i zamieszania jest prawie niewykonalne. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić.
2. Jedzenie
Przede wszystkim nie głodujemy. Jedzenie jest zdecydowanie mało urozmaicone, ale jest. W Kiamuri, gdzie teraz jesteśmy, na śniadanie są 3 kromki chleba tostowego bez dodatków oraz herbata z mlekiem i cukrem. Później mamy przerwę kawową na kolejną porcję herbaty. Na obiad serwują papkę+szarą breję, np. ryż i woda z fasolą, albo fasola z ziemniakami i wodą, ze śladowymi ilościami mięsa. Muszę przyznać, że te obiadki, choć wyglądają nieapetycznie, bywają całkiem smaczne. Kolacja róznież jest podobna do obiadów. W ogóle temat jedzenia to coś co mnie najbardziej denerwuje. Czy usłyszeliście kiedyś od mamy/pani w szkole/babci/innych: "Nie wyrzucaj jedzenia, dzieci w Afryce głodują!"? Nigdy nie widziałam takiego marnowania jedzenia jak tu. Wszyscy nakładają sobie porcje nie mieszczące się na talerzu, zjadają 1/3 tego, po czym resztę zostawiają porozwalaną na stole. Dziś na obiedzie zabrakło jedzenia dla 10 osób, a wszyscy którzy byli przed nimi zjedli maksymalnie połowę tego, co sobie nałożyli i resztki zostały wyrzucone. Jest to bardzo ciekawe, że my (polska ekipa) pomimo tego, że urodziliśmy się już w czasach dość dobrych ekonomicznie, mamy wpojone to, że nie zawsze tak było i trzeba szanować wszystko co się ma, natomiast tu, gdzie pewnie nie raz dzieciaki są głodne, zupełnie nie szanują tego co dostają.
3. "Tak, oczywiście"
To jest coś strasznego! Wszyscy tu wychodzą z założenia, że dla mzungu (białych/Amerykanów) trzeba zawsze przyznawać rację. Pytamy ich czy rozumieją- "Tak, oczywiście". Później nikt nic nie robi, bo nie wie co. Pytamy czy na pewno mogą być na porannych modlitwach- "Tak, oczywiście". Na drugi dzień ich nie ma, bo nie powiedzieli nam, że wszyscy muszą iść do szkoły, bo mają dodatkowe lekcje (to akurat historia z poprzednich rekolekcji, o czym pisał Krzysiek, bo ich notoryczne nieprzychodzenie było dla nas dość traumatyczne). Nie mamy trudnych uczestników, bo wszyscy się z nami zgadzają i są mili. Ale nie mamy pojęcia przez to czy w ogóle coś rozumieją z rekolekcji, czy treści są dla nich odpowiednie. Bo przecież każda odpowiedz to "Tak, oczywiście".
4. Problemy
No właśnie. My ich nie widzimy. Nam odpowiadają, że wszystko jest super i "tak, oczywiście". Natomiast gdy porozmawiamy z kimś, kto ich zna, jesteśmy przerażeni. Problemy kenijskiej młodzieży zdecydowanie odbiegają od polskich. Głównym problemem jest brak pieniędzy na edukację, która jest tu płatna. Poza tym panuje tu ogromna korupcja i alkoholizm, co niszczy całe społeczeństwo. Ksiądz z Shalom powiedział, że około 70% dzieciaków przed trafieniem do jego szkoły była wykorzystywana seksualnie. Młodzież boi się łączyć w pary, bo żeby wziąć ślub trzeba zazwyczaj dużo zapłacić rodzicom, a nie mają na to pieniędzy, więc muszą się ukrywać.
Tak to właśnie wygląda. Jesteśmy tu za krótko, aby zrozumieć tą kulturę i ich problemy. Staramy się więc dawać z siebie 100%, zagryzać zęby na wszelkie denerwujące nas rzeczy i cieszyć ze wszystkiego.
PS. Bardzo nam tu dobrze 😁
             
Pozdrawiam,
Wasza Azja (nie wiem czy wiecie, ale słowo Asia po angielsku oznacza Azję i jest to powód do wielu żartów oraz ułatwienie nawiązywania kontaktów)







A to jest kura, która postanowiła zamieszkać z nami w łóżku. Zasiada obok mojej moskitiery i jest oburzona, gdy próbuję ją wygonić 

2 komentarze:

  1. Asiu, piszesz, że jedzenie jest mało urozmaicone i o kurze, która wprosiła się do waszego łóżka. Chyba mam proste rozwiązanie obu problemów. Może warto byłoby zaprosić kurę na obiad, np. w roli dania głównego. Jestem przekonany, że zagdacze coś w stylu: "Tak, oczywiście" i wszyscy będą zadowoleni XD
    Xiąże K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dzień wyjazdu z Kiamuri zostaliśmy zaproszeni na obiad na plebanię, na ... KURCZAKA!! Ale obiecali, że to nie była nasza kura przyjaciółka 😅

      Usuń